Reklama

Lubię, gdy na moich spektaklach widzowie płaczą – wywiad z Konradem Dulkowskim, reżyserem spektaklu „Blackbird”

Data:

- Reklama -
Fot. Niebywałe Suwałki - Blackbird w Olecku w ramach 33. Spotkań ze Sztuką "Sztama"
Fot. Niebywałe Suwałki – Blackbird w Olecku w ramach 33. Spotkań ze Sztuką „Sztama”

Z Konradem Dulkowskim, reżyserem spektaklu „Blackbird” i dyrektorem artystycznym Teatru TrzyRzecze z Białegostoku, o inicjacji seksualnej, normach społecznych, sferze podświadomości i winie rozmawia Krystyna Kozioł. Tym spektaklem Suwalski Ośrodek Kultury rozpoczyna kontrowersyjny cykl „Teatr Niebywały”.

Spektakl „Blackbird” zostanie wystawiony w Suwałkach 1 marca o godz. 18.00 w sali kameralnej SOK (ul. Papieża Jana Pawła II 5). Bilety w cenie 30 zł można nabyć w kasie SOK i na www.bilety.soksuwalki.eu. Wydarzenie w naszym kalendarzu.

Krystyna Kozioł: Konsekwentnie przyzwyczajacie widzów do tematów ważnych nie tylko dla jednostki, ale takich, które prezentują szersze społeczne problemy. Czy „Blacbird” jest takim spektaklem?

Konrad Dulkowski: „Blackbird” na pewno wpisuje się w pewną tendencję społeczną.

A konkretnie…?

Mamy do czynienia z coraz niższym wiekiem inicjacji seksualnej młodych ludzi. Zgodnie z badaniami dr. Jacka Kurzępy, dzisiejszy nastolatek odczytuje kilkadziesiąt razy więcej obrazów o mocno seksualnej wymowie, niż jego rówieśnik sprzed dwóch pokoleń.

Ponadto, kultura masowa promuje nie tylko kult młodości, ale także przedwczesnego dojrzewania do czynnego erotyzmu. W pewien nieuświadomiony sposób wszyscy stajemy się niemalże takimi voyeurystami – pedofilami. Oglądamy reklamowe klipy, filmy, fotografie i pojęcia nie mamy, że modelki, które na nich widzimy, mają czasami po 14-15 lat. Wydaje się nam, że to młode, ale dorosłe kobiety; w taki sposób są stylizowane.

Co było pierwsze: zainteresowanie powyższymi tematami czy tekst? Czy może jedno i drugie pojawiło się w twoim życiu równolegle?

Pierwszy był tekst. Jeszcze za czasów moich studiów w Laboratorium Dramatu pokazał mi go krytyk i dziennikarz, Roman Pawłowski.

Spodobała mi się w tekście Harrowera przestrzeń tajemnicy – emocjonalnej bliskości bohaterów, której nie są w stanie wypowiedzieć. Polubiłem w nim to, że kolejne zdania kończą się, zawieszone. Bez wypowiedzenia najważniejszych słów. Istotny był dla mnie także brak jednoznacznych odpowiedzi na obecny w tej historii dylemat moralny, bez naznaczania nikogo winą. Taka nieoceniająca postawa znalazła zresztą później odzwierciedlenie w moich badaniach nad zjawiskiem wczesnej inicjacji seksualnej. Przekopałem wiele opracowań naukowych, żeby ostatecznie przekonać się, że prosta klasyfikacja kat – ofiara jest w takich przypadkach często wręcz niemożliwa.

Czy ktoś przed wami zajął się tym kontrowersyjnym tekstem w teatrze polskim?

Polska prapremiera spektaklu miała miejsce w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Premiera TrzyRzecza zbiegła się w czasie z premierą w teatrze w Tarnowie. Ale nasza inscenizacja bardzo różni się od tamtych.

Najważniejsze różnice…?

Harrower napisał swój tekst jako realistyczny dramat psychologiczny. Z liniowo poprowadzoną narracją. I tak został zagrany w tamtych teatrach. Una przyjeżdża do odnalezionego po latach Raya, spotykają się w zakładowej stołówce. Nie wiadomo, o co chodzi, dopiero po 40 minutach z ust kobiety padają słowa: „a z iloma innymi 12-latkami uprawiałeś seks”?

Wasz spektakl zaczyna się inaczej?

Tak. Od trzęsienia ziemi.

Zdradzisz, czym ono jest?

Kompletnie zmieniliśmy strukturę tekstu; i to już od pierwszego monologu, bardzo emocjonalnego, w którym Una mówi o tym, jak spędzili ze sobą noc i o tym, co się stało później: „Dali mi coś na uspokojenie, rozchylili nogi, pobrali twoją spermę – dowód”.

Zrezygnowaliście ze sprawdzonego chwytu budowania napięcia do jego kulminacji – do odpowiedzi na stopniowo coraz bardziej nurtujące widzów pytanie: o co chodzi? Co tu się właściwie wydarzyło?

Owszem. Bardziej od tego, co się wydarzyło, interesowała nas kwestia: dlaczego Una odnalazła Raya po latach? Jakie związki emocjonalne łączą tych dwoje ludzi?

Odpowiadacie na te pytania w waszym spektaklu?

Nie. Sztuka jest od stawiania pytań, nie od dawania odpowiedzi.

Zasugerowałeś, że wasz „Blackbird” nie jest ani realistyczny, ani psychologiczny. Jaki w takim razie jest?

Lekko… oniryczny. Balansuje na granicy tego, co się dzieje naprawdę i tego, co dzieje się w głowie Uny. Pewne kwestie zostawiamy otwarte, tak, by każdy z widzów mógł sobie je dopowiedzieć zgodnie ze swoim własnym rozumieniem zjawisk. Na przykład jednym z założeń w pracy z aktorami było to, że do takiego spotkania mogło nigdy nie dojść – w rzeczywistości. Możliwe, że Una wyobraża sobie po prostu, jak by ono wyglądało, podobnie jak każdy z nas myśli sobie czasem, co stałoby się, gdyby spotkał ponownie kogoś, kto był dla niego ważny w życiu.

Stąd pojawiające się w spektaklu w formie projekcji multimedialnych wspomnienia, sytuacje, postaci… coś jak podpowiedzi podświadomości Uny. Rodzaj snu, który zaczyna się zgodnie z naszymi oczekiwaniami, ale jego przebieg jest stopniowo coraz bardziej deformowany przez podświadomość, na którą nie mamy wpływu.

W czasie pracy z tekstem i aktorami nad spektaklem było coś, co cię zaskoczyło?

Dotarłem do zadziwiających badań amerykańskiej psycholog. Przepytała ona około 500 kobiet, które bardzo wcześnie przeżyły inicjację seksualną. Okazało się, że nie wiązała się ona z traumą, pod warunkiem, że nie wyszła na jaw i nie została napiętnowana przez społeczeństwo.

Ten fakt udowadnia, jak bardzo nasza seksualność jest podporządkowana normom społecznym. I okazuje się, że często to rodzice są w takich przypadkach źródłem stygmatyzacji dzieci, bo przenoszą na nie własne poczucie winy. Przekonanie, że musieli je źle wychować, skoro do czegoś takiego w ogóle doszło.

A nie należy zapominać, że mieliśmy przecież królową Polski, która uprawiała seks ze swoim mężem, Władysławem Jagiełło, mniej więcej w wieku inicjacji seksualnej bohaterki „Blackbird”.

Postulujesz zmianę społecznych norm?

Nie jestem aż takim rewolucjonistą. Robi to za mnie zresztą nasza zwierzęca natura. W tym seksualność, która – jak się okazuje – jest znacznie bardziej umocowana w naszej psychice, niż normy społeczne.  Zarazem normy społeczne bywają tak silne, że potrafią odbierać moc zdarzeniom, uczuciom, kwestionować ich prawdę, obarczać poczuciem winy…  Wbrew pozorom sfera superego jest siłą, która potrafi solidnie niszczyć, nie tylko tworzyć.

A co ze sferą id – obszarem instynktów i podświadomości? Wasz spektakl nie jest przypadkiem jej apoteozą?

Nasz spektakl nie jest apoteozą niczego. Obserwujemy zjawisko, które społeczeństwo nazywa pedofilią, staramy się pojąć motywacje bohaterów, zadajemy pytania. Tyle.

W żaden sposób nie bronimy Raya, co zresztą czasami nam zarzucano. A mimo to w pewnym momencie widz zaczyna się zastanawiać, czy na pewno tylko Ray sprowokował tę intymną sytuację. Dagmara (aktorka odgrywająca rolę Uny – przyp. red.) w procesie budowania swojej roli podkreślała wielokrotnie, że jej bohaterka przecież go kochała. Ale tu oczywiście natychmiast pojawia się pytanie: czy dorosłemu wolno było odwzajemnić to uczucie?

Na pewno trzeba obejrzeć spektakl do końca, żeby sobie samemu móc odpowiedzieć na pytanie o winę. Albo świadomie zrezygnować z takiej odpowiedzi…

Jak przebiegała praca z aktorami? Trudno im było balansować pomiędzy postawami kata – ofiary, skoro nie chodziło o udzielenie odpowiedzi na pytanie: kto jest kim w tej relacji?

Oczywiście. Dochodziło do pewnego wręcz aktorskiego buntu, kiedy nie wszystkie relacje okazywały się tak proste i jednoznaczne, jak to, co podają nam tabloidy. Jednak aktorom zawsze zależy na tym, by bronić swoich postaci, więc chodziło o wykorzystanie tego mechanizmu. Jeśli przez dwa miesiące codziennie wchodzisz w jakąś postać, to wkładasz w nią część siebie. A trudno nie lubić kogoś, kim się stajemy, chociażby na kilka godzin dziennie.

Nasz spektakl bazuje właśnie na tym przyciąganiu i odpychaniu. Jak napisała jedna z recenzentek – postaci krzyczą na siebie, miotają się, by za chwilę okazało się, że najbardziej ze wszystkiego chcą się przytulić.

Jak wasze przedstawienie odbierają widzowie?

Interesujące, że to młodzi ludzie świetnie odczytują odpowiedź na pytanie, dlaczego Una wróciła po 15 latach. W rozmowie, która zawsze odbywa się po spektaklu, bezbłędnie wyłapują motywy postępowania obojga bohaterów, dokonują trafnej analizy ich zachowań. Jednoznaczność uczuć – mam czasami wrażenie, że to przywilej młodości, który wielu dorosłych w sobie zabija.

A starsi widzowie?

Czasami wśród dorosłych zdarzali się ludzie, którzy podchodzili po spektaklu i dopytywali się: „to jaki był ten Ray w końcu”? Zawsze odpowiadałem, że każdy musi sobie na to odpowiedzieć sam.

Czym się kierujesz w wyborze repertuaru, tekstów do wyreżyserowania? Jakie jest twoje podstawowe kryterium?

Amplituda emocjonalna, którą tekst potencjalnie w sobie zawiera. To musi być jazda bez trzymanki: dramat musi się rozgrywać na wielu poziomach, mieć w sobie poezję i tajemnicę. Musi angażować. Lubię, gdy na moich spektaklach widzowie płaczą.

Dlaczego warto zobaczyć twój „Blackbird”, panie reżyserze?

Bo to mocny spektakl ze znakomitymi aktorami, znanymi dotąd głównie z TV, po którym wychodzi się z większą liczbą pytań w głowie, niż się ich miało, wchodząc do teatru. To historia o tym, co moglibyśmy zmienić, gdybyśmy dostali kolejną szansę. O traumach przeszłości, o rozprawianiu się z własnymi emocjonalnymi ułomnościami. O sile miłości, nawet destrukcyjnej. I czy warto jej szukać, jeśli wiadomo, że każda porażka zostanie przypłacona ogromnym bólem.

Czym obecna wersja „Blackbird” różni się od premierowej? Wiem, że zmieniasz swoje spektakle, one po premierze długo jeszcze ewoluują.

Jedną z najważniejszych scen zmieniliśmy jeszcze w noc przed premierą. Zero snu, premierę graliśmy na takim emocjonalnym poziomie, że na bankiecie po przedstawieniu prawie nie wiedzieliśmy, co kto do nas mówi.

Jak każdy spektakl, ten też się zmienia. Uprościłem oprawę dźwiękową i wizualną na rzecz pogłębionych relacji między bohaterami. Dla kilku scen poszukaliśmy jeszcze lepszych rozwiązań działań scenicznych. Jednak główne założenia pozostały niezmienne.

4 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

Prezydent Suwałk na sesji: W naszym położeniu – lepsza ewakuacja niż schrony

Podczas sesji Rady Miejskiej w środę, 27 marca, temat...

Wielkanoc na kartce. Sięgamy do archiwum pocztówek

Pocztówki wielkanocne to fragment historii pocztowej, bogatej w kreatywność,...

„Perfect Days” – Oda do codzienności w reżyserii Wima Wendersa w Cinema Lumiere. Wygraj bilety

Filmowa podróż przez prostotę i piękno życia zawsze przyciąga...

Zmarnowana Wielkanoc. Sprawdź, jak świętować bez wyrzucania jedzenia do kosza

Święta to czas spotkań z bliskimi, suto zastawianego stołu...