W „Błazenadzie” wszystko, co jest tymczasowe, „na chwilę”, „na moment” przeradza się w stały element rzeczywistości. Ten spektakl to możliwość bezpośredniej obserwacji „stanów przejściowych”. A to w przyrodzie się nie zdarza. Od czego jednak mamy teatr?
Beata Kacprzyk, jedna z aktorek, która wystąpiła w spektaklu Teatru TrzyRzecze, włączonym do cyklu „Teatr Niebywały”, śpiewała kiedyś w zespole „De Su”: „Dziś wiem, życie cudem jest, co chcę, mogę z niego mieć”. W sztuce Konrada Dulkowskiego tego już zaśpiewać nie mogła. Bo życie Kaśki, Adeli, Julii, czy Marty takie nie jest. Momentami zabawna opowieść każdej z nich stopniowo przeradza się w dramat, dramat niewielkich decyzji, a czasem zawahań, wpływających na kształt rzeczywistości.
Wszystkie dziewczyny przyjechały z małych miejscowości do „miasta wielkiego jak ocean”, w którym łatwo można utonąć. Niektóre tego doświadczyły, inne zostały odratowane. Wszystkie – są zagubione, łączy je uczucie pustki. Każdą historię mocnym akcentem kończy „kropka nad i” – znana piosenka w nowej interpretacji. Czy to Łona i Webber, Bajm, czy Anna Jantar – wszystkie brzmią jak nowe odkrycie w zupełnie nieoczekiwanym kontekście.
Aktorzy Beata Kacprzyk i Agnieszka Findysz oraz Karol Smaczny balansują na granicy emocji, nie dogrywając ostatniej nuty, która mogłaby przesądzić o nadmiarze. Każda z opowieści ma w sobie trochę prawdy i nieco fikcji. Świetnie zagrane. Niełatwe w odbiorze, bo takie było założenie – żaden ze spektakli w cyklu „Teatr Niebywały” nigdy nie miał być łatwą do strawienia papką.
Więcej o „Błazenadzie” w wywiadzie z reżyserem spektaklu – Konradem Dulkowskim.
Fot. Niebywałe Suwałki