Reklama

W filmie wszystko już było. Wywiad z Xavierem Dolanem, reżyserem filmu „Na zawsze Laurence”

Data:

- Reklama -
Na zdj. Xavier Dolan (materiały prasowe).
Na zdj. Xavier Dolan (materiały prasowe).

Xavier Dolan opowiada o odciskaniu piętna indywidualizmu w filmie, o symbolice kolorów i mistrzach: tych współczesnych, i tych dawnych.

Wywiad: Ludovic Tremblay-Lord

Co zainspirowało cię do nakręcenia tego filmu?

Xavier Dolan: Wracaliśmy wtedy do Montrealu, po dwóch dniach kręcenia Zabiłem swoją matkę poza miastem. Jechałem samochodem razem z Anne Dorval i jeszcze dwiema osobami z ekipy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, kiedy nagle ktoś z charakteryzacji zaczął opowiadać o dawnej miłości. Chłopak tej kobiety powiedział jej, że chce być mężczyzną. Zrozumiałem, że szok takiego wyznania, choć z pewnością wyjątkowy dla każdej doznającej go pary, musi mieć w sobie coś uniwersalnego. Przyjaciel, rodzic czy partner dokonujący takiego czynu stawia pod znakiem zapytania dotychczasowe doświadczenia, często intymne, które dzielił z drugą osobą. Napisałem 30 stron opowieści w ciągu jednej nocy. Wiedziałem od razu, jaki nadam jej tytuł i jakie będzie zakończenie. Pisałem ten film podczas kręcenia innych, nocami, podczas podróży po południowych Stanach Zjednoczonych.

Czy ten film, tak jak Wyśnione Miłości i Zabiłem moją matkę, jest autobiograficzny?

I tak, i nie. Nie, ponieważ nie jestem transseksualny. I tyle w tym temacie. Z drugiej strony odpowiedź brzmi: tak, absolutnie. Wszystkie moje dotychczasowe filmy są autobiograficzne, a przynajmniej bardzo osobiste. Moje przyszłe obrazy też takie będą, ponieważ kręcąc film zawsze ufam swojemu instynktowi i podążam, dokądkolwiek on mnie poprowadzi. Szczerze mówiąc, nie wierzę w kino, które jest całkowitą fikcją. Wiele rzeczy jest oczywiście wymyślonych, ale reżyser zawsze wkłada w film część siebie. Ja daję siebie całego, bez względu na to, czy to dobrze, czy źle. Nie obchodzi mnie, czy brzmi to narcystycznie lub egocentrycznie. Nie chcę zanudzać widzów mówieniem o rzeczach, których nie rozumiem lub nie znam.

Nie uważam się za osobę leniwą lub pozbawioną ambicji, ale na razie chcę się skupić na opowiadaniu o tym, co dotyczy mnie: o poznawaniu samego siebie, o tym, jak ciężko żyć, gdy jest się ciągle ocenianym przez innych, o tym, jak się z tym walczy, samemu, bez przyjaciół i sojuszników. Ludzie, którzy widzieli moje filmy, mogą uważać, że znają mnie osobiście.

Zacząłem robić filmy głównie dlatego, żeby zapewnić sobie pracę reżysera i aktora, żeby być pewnym, że nie zostanę zapomniany. Z czasem zrozumiałem, że praca nie uwolni mnie od tego lęku. Moje filmy są autobiograficzne również z tego powodu: kto z nas nie skorzystałby z okazji, żeby odcisnąć na rzeczywistości osobiste piętno?

Składamy własne wspomnienia na ołtarzu zbiorowej pamięci, jednocześnie zapominając, że życie toczy się tuż obok. Z każdym filmem coraz bardziej zamykamy się w sobie, w końcu nasze filmy stają się autotematyczne, mówią o kinie, a nie o życiu.

Podczas kręcenia trzeciego filmu zdecydowałeś, że będziesz współpracował z bardziej doświadczonymi artystami, mam tu na myśli przede wszystkim operatora kamery i scenografa. Czy powodem tej decyzji był znaczny budżet, osiem razy większy niż ten, którym dysponowałeś podczas Zabiłem moją matkę?

Nie. Ja po prostu lubię współpracować z utalentowanymi ludźmi: aktorami, operatorami, pracownikami technicznymi. Interesuje mnie u nich obycie, poczucie smaku, instynkt, a nie to, czy są skromni lub egocentryczni. Ekipa powstała podczas kręcenia kolejnych filmów. Oczywiście jedni zostali, inni odeszli. Z Yves’em Bélangerem chciałem pracować już od bardzo dawna. On jest prawdziwym artystą, a przy tym szalonym człowiekiem. Jest gadatliwy, pełen pasji, to światowy człowiek. Odnaleźliśmy się nawzajem. Anna Pritchard jest niezwykle twórcza i wytworna. Pracowała do tej pory z Louisem Malle’em czy de Palmą. Nigdy nie pozwolę jej odejść. Francis Barbeau zaprojektował osiem kostiumów – on jest prawdziwym mistrzem, ciągle się od niego uczę.

Byłoby głupio wstydzić się współpracować z ludźmi, którzy mogą dzielić się tak olbrzymim doświadczeniem. Razem możemy zrobić lepsze filmy, możemy przeobrazić sztukę, przekraczać granice, pracować nad szczegółami.

Nie czuję się dobrze wśród ludzi w moim wieku, obawiam się, że mógłbym nie traktować ich z należnym szacunkiem. Belanger, Pritchard, Barbeau – ich doświadczenie i inteligencja sprawiają, że nie masz wyjścia: musisz po prostu zamknąć się i ich słuchać.

Kadr z filmu "Na zawsze Laurence".
Kadr z filmu „Na zawsze Laurence”.

Jesteś nie tylko reżyserem i scenarzystą tego filmu, zaprojektowałeś też kostiumy i sam go montowałeś. Czy to znaczy, że dążysz to tego, żeby być odpowiedzialnym za każdy aspekt produkcji, że chcesz, żeby wszystko kręciło się wokół ciebie?

Czy chcę, żeby wszystko kręciło się wokół mnie? No, tak… Film ma być podróżą do mojego wnętrza, więc chcę kontrolować wszystkie fazy produkcji. Ale czy to źle? Kino to sztuka, która łączy w sobie wszystkie pozostałe. Na przykład moda – jest zapomnianym dzieckiem opowieści. Wierzę, że trzeba się interesować każdym rodzajem sztuki, aby ją zrozumieć. Chcę powoli włączyć do moich filmów wszystkie formy sztuki, niektóre będę wykonywał osobiście.

Wybrałem film – najbardziej uciążliwą ze sztuk. Nawet jeśli reżyser jest autorem, to nie jest możliwe uniknięcie współpracy z innymi. Kiedy kręciłem Wyśnione miłości, to było w Belgii, pewna kobieta powiedziała mi, że jeśli nadal będę chciał robić wszystko osobiście, to nie będę korzystał z talentów innych. To ja stracę, a nie oni. Nie podobało jej się to, że chcę być takim indywidualistą.

Powiedziałem jej, że kiedy kręcę film, to chcę robić wszystko, co mnie interesuje, chcę się zajmować tymi dziedzinami, w których mam coś do powiedzenia lub w których jestem utalentowany.

Tworzenie kostiumów i montaż to moje pasje, dlatego się nimi zajmuję. Malarz też nie współpracuje ze specjalistami od kolorów, tekstury, nie ma konsultanta od techniki. Nikt nie doradza mu, którego ma użyć pędzla, czy które dłuto będzie najlepsze. W kinie nie da się uniknąć współpracy, ale najlepiej, gdy tylko jedna osoba jest twórcą, autorem.

Jaki rodzaj sztuki wpłynął na pracę przy filmie?

Kupiłem dziesiątki magazynów i książek na temat sztuki – w specjalistycznych sklepach w Nowym Jorku i w Montrealu, a także w Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MOMA). Zamówiłem też w eBay i Amazonie wiele dokumentów i materiałów dotyczących mody, w ten sposób poszukiwałem inspiracji przy tworzeniu kostiumów. Zainspirowała mnie Nan Goldin, a także niezliczeni inni fotografowie, których nazwisk nie pamiętam. Ale także Matisse, Tamara Łempicka, Chagall, Picasso, Monet, Bosch, Seurat, Mondrian (z uwagi na ramy), Klimt (z powodu symboliki kolorów, tu swoje źródło ma monochromatyczności poszczególnych części filmu: faza brązowa, złota, fiołkoworóżowa).

Jeśli chodzi o kino, to lista jest krótka, ale bardzo ważna. Składam hołd kreacji Marlona Brando w Tramwaju zwanym pożądaniem, natomiast powtarzające się, szerokie ujęcia zostały zainspirowane Milczeniem owiec Jonathana Demme’a. Chciałem osiągnąć efekt niezwykłej bliskości, poczucie, że jest się bez przerwy obserwowanym. Pod względem ambicji i rytmu zainspirował mnie Titanic Jamesa Camerona.

Wszystko, co czytam czy oglądam, wywiera na mnie wpływ. Nawet, jeśli nie do końca trafia mi do przekonania. Myślę, że wszyscy tak mamy.

Teoretycznie wszystko, co piękne, powinno inspirować nas do tworzenia obrazów i wypowiadania słów. Dla mnie najważniejsze jest rozróżnienie pomiędzy inspiracją, a wpływem. Podziwiam to, co ma nade mną władzę. To, co prezentuje ciekawy obraz wszechświata, naszych marzeń, języka, mojego pokolenia, wartości, fantazji czy bólu. Ale to, co tworzę pod wpływem tych obrazów, ma często zupełnie inną formę niż one. Trudno byłoby się domyślić, że one popchnęły mnie do stworzenia takiego a nie innego filmu.

Uważam, że w filmie wszystko już było. Moją ambicją nie jest stworzenie nowej szkoły czy prądu w obrębie kina. Od lat 30. tworzymy ciągle to samo. Dlatego dla mnie najważniejsze jest, żeby opowiedzieć ciekawą historię, żeby nadać jej kierunek i formę. Nieważne, że może to i owo zostało zainspirowane przez kogoś lub komuś ukradzione – najtrudniej i tak jest wymyślić opowieść.

Xavier Dolan (Xavier Dolan-Tadros), kanadyjski aktor, reżyser, scenarzysta i producent filmowy, urodzony 20 marca 1989 roku w Montrealu. We wczesnej młodości jako aktor dziecięcy Dolan zagrał w filmach J’en suis!, Le Marchand de sable i La Forteresse suspendue oraz w serialu telewizyjnym Omertà, la loi du silence. Międzynarodową sławę zdobył w 2009 roku jako reżyser i scenarzysta filmu Zabiłem moją matkę, za który zdobył kilkanaście nagród, w tym trzy na Festiwalu Filmowym w Cannes. Xavier Dolan jest otwarcie mówiącym o swojej orientacji gejem. Wiele wątków ze swojego życia ukazał w częściowo autobiograficznym filmie Zabiłem moją matkę (J’ai tué ma mère). Dolan jest synem kanadyjskiego aktora Manuela Tadrosa. (źródło: homopedia – Wolna Encyklopedia LGBT).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

„Na zawsze Laurence” w Dyskusyjnym Klubie Filmowym

W środę, 4 marca o godz. 18.00 w Dyskusyjnym...

Nie czuję się polskim Rosjaninem. Wywiad z Mariuszem Bonaszewskim

Mariusz Bonaszewski mówi o wynaturzonej duszy rosyjskiej, wymarzonych rolach,...

Świat jest pionierskim dziełem Stwórcy. Wywiad z Andrzejem Poniedzielskim

Krystyna Kozioł wypytuje Andrzeja Poniedzielskiego o rzeczy pierwsze i...